Mimo
tego, że Polacy uchodzą za dość marudny naród, nikt nie zaprzeczy, że nasza
historia bogata jest w momenty tragiczne, które łączyły się ze śmiercią
nieprawdopodobnie dużej liczby osób. Jednakże o wojnach mówi się szeroko, w
podręcznikach historycznych są one opisywane raz po raz, z najróżniejszych
perspektyw. Są jednak zbrodnie, o których przez wiele lat nie można było mówić.
Coś, co przez lata radzieckiej potęgi było sukcesywnie chowane pod dywan, a
sami zainteresowani uparcie twierdzili, że nic nie pamiętają. "Takie były
czasy" - mówili. Ale nieliczne osoby, które przetrwały, wciąż pamiętają ten
wstrząsający moment w ich życiu. A w tle tych makabrycznych wydarzeń kraina pełna
sadów i malowniczych łąk, która w jednym momencie zamieniła się w pogorzelisko
zalane krwią Polaków. Wołyń.
Na
Wołyniu Polacy i Ukraińcy żyli jak zaprzyjaźnieni ze sobą sąsiedzi. Nikomu nie
przeszkadzały różnice językowe czy religijnie. Ludzie ci żyli obok siebie w
tolerancji, odwiedzali się w święta, a ich dzieci bawiły się razem przez wiele
długich lat. Jednak jak to często bywa, wojna zmienia pogląd na życie. 22
czerwca 1941 roku, wraz z rozpoczęciem operacji "Barbarossa", wojska
III Rzeszy rozpoczynają atak na Sowietów. Dla Polaków była to w dużej mierze po
prostu nadchodząca zmiana okupanta, jednakże dla Ukraińców stało się to
nadzieją na utworzenie dla nich niepodległego, wolnego państwa. Ukraina miała
być "czysta jak łza", czyli maksymalnie pozbawiona mniejszości
narodowych na ich terenach. W większości chodziło o Polaków. Powstały oddziały
Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, które potem przerodziły się w Ukraińską
Armię Powstańczą. I tak w roku 1943 rozpoczynają się masowe antypolskie mordy
całych wsi na terenie Wołynia, które w 1944 roku poszerzają się także o tereny
Galicji Wschodniej. Karygodne zabijanie polskiej ludności miało swoje apogeum w
pamiętną "krwawą niedzielę" 11 lipca 1943 roku. Ci, którzy przeżyli i
pamiętają te makabryczne wydarzenia, wciąż pamiętają huk wystrzałów, łuny
pożarów nad sąsiednimi wioskami, lejącą się dookoła krew, a przede wszystkim
strach o to, czy nacjonaliści nie idą właśnie po nich. Wszystko to przez
spaczoną ideologię wolnego, "czystego" państwa...
Dzięki
Annie Herbich, możemy poznać te wydarzenia z perspektywy tych, którzy ocaleli.
Dziewięć kobiet zgodziło się opowiedzieć o tym, jak ich rodziny żyły w ciągłym
strachu, jak na własne oczy widziały makabryczną śmierć swoich najbliższych i
tylko dzięki niezłomnej woli życia, udało im się uciec i przetrwać. To
historia, którą opowiada życie. Kobiety te były wtedy w większości dziećmi,
które nie do końca rozumiały to, co dzieje się dookoła nich. Dla nich
najważniejszym było to, by za wszelką cenę nie odłączać się od ukochanej
rodziny. Jednak część z nich osiągnęła już wtedy wiek, w którym całkowicie
rozumiały nadchodzące zagrożenie i często to na ich barkach spoczywało
przetrwanie rodzeństwa. A przede wszystkim ich samych. Ze wszystkimi tymi
straszliwymi obrazami we własnej pamięci musiały radzić sobie same. Czy udało
im się ułożyć sobie życie na nowo? Jak dziś wygląda pamięć o tamtejszych
wydarzeniach? I czy współcześnie czyni się jakiekolwiek kroki, by śmierć setek
Polaków na Wołyniu nie poszła w zapomnienie?
Nie
wiem, na ile to było zaplanowane wcześniej, lecz autorka wybrała do swojej
książki kobiety, które pamiętają Wołyń z kompletnie różnych perspektyw.
Niektóre z nich uciekały ze swoich domów w środku nocy, inne przeżywały atak nacjonalistów
chociażby w kościele. Jedno jest jednak pewne, każda z tych kobiet wykazała się
niezwykłą odwagą i wolą walki, tak rzadko spotykaną u młodych osób. Szczególnie
w obliczu takich wydarzeń. "Dziewczyny z Wołynia" to historie
szczere, pełne brutalnych i zalanych krwią wspomnień. Ale to także Wołyń, który
pani Janina, pani Teodora, pani Alfreda czy pani Rozalia pamiętają jako
spokojne i piękne miejsce. Do tego ich losy tuż przed i bezpośrednio po wydarzeniach
z Wołynia, dowodzi temu, jak wielką siłę miały one w sobie i jednocześnie jak
trudno było poradzić sobie z nowym życiem.
Trudno
mi pisać o tej książce w sposób bardzo... recenzencki. Mogę z pełną
świadomością stwierdzić, że nie jest to lektura dla wszystkich, jednakże
jednocześnie mam wrażenie, że jest ona bardzo potrzebna. Bo o pewnych aspektach
historii powinno się mówić. Należy walczyć o prawdę. Ta książka to emocjonalna
bomba, która pozostanie w pamięci na długo. I jako młody człowiek, któremu
czasem zdarzy się narzekać na współczesny świat i mówić, że czasy w których
żyjemy są chore stwierdzam, że nie. Nie są. I oby się to nie zmieniło.
Za możliwość przeczytania tej książki bardzo dziękuję wydawnictwu Znak Horyzont.
*Grafiki z cytatami należą do wydawnictwa Znak i zostały wykorzystane za jego zgodą.
Takie historie zawsze mnie bardzo poruszają, dlatego na pewno sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuń