piątek, 20 kwietnia 2018

#41. Pierwszy róg - Richard Schwartz


                Fantastyka jest jednym z tych gatunków literackich, które dają autorowi nieograniczone pole do popisu. Dziś, popularna młodzieżowa fantastyka z bohaterami, którzy odkrywają swoje przeznaczenie wypiera odrobinę pozycje inspirowane klasyką, na przykład "Władcą pierścieni" czy naszym "Wiedźminem", jednakże okazuje się, że tzw. high fantasy ma się całkiem dobrze.

             "Pierwszy Róg" jest debiutem niemieckiego pisarza Richarda Schwartza i jednocześnie otwarciem serii "Tajemnica Askiru". To opowieść o tym, jak w zajeździe, położonym na drodze podróżnych, grupa ludzi zostaje uwięziona przez burzę śnieżną. Opuszczenie ciepłego schronienia grozi śmiercią, więc goście postanawiają przeczekać załamanie pogody w bezpiecznym miejscu. Jednakże, jak wiadomo, kiedy grupa ludzi pozostaje w zamknięciu, mogą stać się nieobliczalni. Szczególnie, że mamy tutaj do czynienia z postaciami skrajnie więc od siebie różnymi: od elfów, także tych mrocznych, po kupców, kończąc na żołdakach, którzy nie ukrywają się ze swoim pijaństwem i ogólnym  złym usposobieniem. Jest także ser Havald, z punktu widzenia którego czytelnik poznaje całą historię.

               A wśród nich, w nieprzyjemnej atmosferze ciasnoty i swego rodzaju przymusowego więzienia, w brutalny sposób ginie człowiek. Czy w mrocznych korytarzach zajazdu kryją się tajemnice, które mogą doprowadzić bohaterów do zguby? Czy zdołają przeczekać niebezpieczną pogodę do momentu, aż zło dosięgnie także ich? 

"Czułem się niepotrzebny, stary i zużyty. Od dwudziestu lat czekałem na śmierć. Z każdym dniem czułem, jak lata doganiają mnie coraz szybciej."

                Powieść Richarda Schwartza wyróżnia się przede wszystkim tym, że jest czymś kompletnie nowym. Autor nie skupia się tutaj za bardzo na zawiłych opisach świata, w którym żyją bohaterowie. Oczywiście, ekspozycja się tutaj pojawia, jednak mam wrażenie, że nie to jest celem, do którego prowadzi "Pierwszy róg". To otwarcie serii, w którym autor skupia się przede wszystkim na dobrym poznaniu bohaterów, aby czytelnik mógł myśleć o ich dalszych losach, szczególnie biorąc pod uwagę zakończenie. 

           O czym również warto wspomnieć, "Pierwszy Róg" posiada bardzo tajemniczego głównego bohatera, którego nie sposób rozszyfrować nawet poznając jego myśli (narracja prowadzona jest pierwszoosobowo). To człowiek pełen życiowej mądrości, jednocześnie posiadający bagaż doświadczeń, z których zdecydowanie nie jest dumny. Dlatego początkowo uchodzi on za osobę bez serca, jako że w swoim myśleniu kieruje się rozsądkiem, nie uczuciami. Nawet kiedy podjęte decyzje mogą oznaczać czyjąś tragedię. Autor pokazuje kolejne elementy charakteru Havalda stopniowo, także w zestawieniu z innymi bohaterami, dzięki czemu osobowość głównej postaci możemy odkrywać razem z tajemnicą, na której opiera się opowieść. 

                I tak jak do Havalda zapałałam sympatią niemal od pierwszych stron, tak cała reszta bohaterów minęła mi bez echa. Może dlatego, że w książce przewija się ich naprawdę wiele, przez co z początku miałam duży problem z ułożeniem sobie w głowie kto jest kim. 

"Lecz jeśli mam być szczery, to myślę, że jestem tak samo przeklęty jak każdy, kto napotyka na swej drodze przeciwności losu."

                "Pierwszy Róg" jest moim zdaniem pięknym powrotem do klasycznej fantastyki, która stylizacją językową i złożonym światem pełnym magii i najróżniejszych stworzeń, takich jak krasnoludy czy elfy (w tym świecie istnieją także smoki!), zachwyca od samego początku. Mam jednak nadzieję, że w kolejnym tomie autor odkryje trochę więcej kart na temat świata, w którym żyją bohaterowie. Klimat magicznego świata zestawiony z wątkiem niemalże kryminalnym sprawiają, że jestem pozytywnie zaskoczona lekturą tej książki i z niecierpliwością czekam na kolejny ruch autora. I cieszę się, że wreszcie znalazła się książka, która na nowo przekonała mnie do tego, że fantastyka ma do zaoferowania jeszcze coś nowego. 



czwartek, 12 kwietnia 2018

#40. Miejsce i imię - Maciej Siembieda


                Tajemnice II wojny światowej wychodzą na światło dzienne właściwie po dziś dzień. Nie do końca wiadomo, co właściwie działo się w pewnych miejscach, chociażby ze względu na to, że wielu świadków poszczególnych wydarzeń już nie żyje. Wydarzenia z tamtego okresu są niekończącą się inspiracją dla współczesnej literatury. I dobrze! "Miejsce i imię" Macieja Siembiedy są doskonałym przykładem, jak robić to dobrze. 

                Były prokurator Jakub Kania, osadzony dość mocno w życiu rodzinnym, zajmuje się rozwiązywaniem właśnie takich tajemnic - wojna pozostawiła wątpliwości, on musi je rozwiązać. Po wielu sukcesach (opisanych chociażby w książce "444", której lektury już nie mogę się doczekać) otrzymuje zlecenie odnalezienia grobu grupy osób pochodzenia żydowskiego, którzy byli więźniami obozu pracy Annaberg na terenie dzisiejszego Śląska. Cel jest jeden, odnalezienie grobu i oznaczenia to tak, aby nadać spoczywającym tam ludziom tytułowe "miejsce i imię", jak na to zasługują. Okazuje się jednak, że nie tylko Jakub szuka tropu w tej sprawie, a obóz pracy Annaberg kryje tajemnicę interesującą dla wielu, niekoniecznie sympatycznych ludzi. 


                Autor wykorzystał w swojej książce dość klasyczny model, umieszczając zarówno retrospekcje z okresu lat dwudziestych do czterdziestych, kiedy to młody Dawid Schwartzman otrzymuje zatrudnienie w popularnej szlifierni diamentów i w krótkim czasie jego talent oraz zamiłowanie do córki jego pracodawcy okazują się dla niego zgubne. Jednocześnie we współczesności, sprawą obozu na Górze Świętej Anny interesują się również Teresa Barska, funkcjonariuszka ABW czy kobieta wierząca w odrodzenie Niemiec w formie ogólnoświatowej potęgi, która zniknęła po upadku Hitlera. 

                Wątki te splatają się ze sobą, a każdy z opisywanych bohaterów ma swój własny, mały lub większy cel. Zemsta, żądza bogactwa czy zwyczajna chęć doprowadzenia pewnych spraw do zasłużonego końca. Co zdecydowanie trzeba oddać autorowi, opisując tak wielu uczestników tych wydarzeń, każdego pozwolił czytelnikowi poznać w dostateczny sposób, żeby zrozumieć jego sposób myślenia i w efekcie, zrozumienia motywów jego działań. Maciej Siembieda odkrywa karty przed czytelnikami w sposób stopniowy, ale jakże zaskakujący! Dzięki temu od opowieści nie można się oderwać dosłownie od pierwszej do ostatniej strony, kibicując głównemu bohaterowi w jego dążeniu do poznania prawdy. Choć można zauważyć, że w pewnym momencie nawet Kania wydaje się zejść odrobinę na drugi plan, a na pierwszy wysuwają się niesamowite wydarzenia z przeszłości, które mają tak wielki wpływ na społeczność siedemdziesiąt lat po wojnie. 

                "Miejsce i imię" to literatura z gatunku sensacyjnej na niezwykle wysokim poziomie. To praktycznie koronkowa robota, wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Oczami wyobraźni widziałam autora, który w procesie twórczym rozrysowuje wielką mapę skomplikowanych powiązań, które łączą się w idealną całość. I wrażenie to jest zasadne, ze względu na dziennikarskie doświadczenie Macieja Siembiedy. W dodatku, co również jest dla mnie bardzo ważne, autor posługuje się prostym językiem, okraszonym miejscami delikatną ironią, dzięki czemu mam wrażenie, że całą historię opowiada mi zaprzyjaźniony człowiek, który był świadkiem określonych wydarzeń i przekazuje mi się na swój sposób. Ale prawdziwym mistrzostwem jest dla mnie to, jak autor skonstruował bohaterów i dopasował do nich sposób narracji. Wątpliwości Kani, czy to co robi jest bezpieczne, poważne śledztwo ABW i rozterki Teresy Barskiej czy przemyślenia neonazistki o tym, że bardzo tęskni za wojenną potęgą Niemiec i rządami Adolfa Hitlera. 

                Podsumowując krótko i rzeczowo: chyba znalazłam swoją książkę roku.
                

Za możliwość poznania tej historii bardzo dziękuję wydawnictwu Wielka Litera.

http://www.wielkalitera.pl/
               

sobota, 7 kwietnia 2018

#39. Signum Sanguinem. Mrok. Revamped - Evanna Shamrock


                Są takie historie, w których z pozoru najmniejsze szczegóły są następnie przekształcane w podstawowe filary prowadzonej fabuły. Kiedy po raz pierwszy miałam do czynienia z serią "Signum Sanguinem", zdałam sobie sprawę, że historię tą należy poznawać w sposób stopniowy i, przede wszystkim, cierpliwie. A zrozumienie zasad działających tym światem jest nie mniej ważne, jak emocjonalne przeżycia bohaterów, w szczególności głównego, Jojo. 

                W pierwszym tomie serii autorka przedstawiła głównego bohatera jako outsidera, który żyje sam dla siebie (i dla swojego kota-przybłędy), ale jednocześnie nie ma w nikim oparcia, będąc pewnym, że jedyną szansą na przetrwanie jest ufanie wyłącznie sobie. Po przykrych przeżyciach z przeszłości, Jojo musi na nowo nauczyć się zaufania do drugiej osoby, które wcześniej zostało nadszarpnięte w sposób bardzo okrutny. 


                Jednakże gdzieś tam, w świecie, którego Jojo nie do końca był świadomy, byli Naznaczeni. I gdyby nie jeden moment, w którym Jojo wbrew przeciwnościom losu znalazł się dokładnie w tym miejscu i o tym czasie, gdy to było konieczne, zarówno Naznaczeni, jak i Jojo nigdy by na siebie nie natrafili. Główny bohater poznaje grupkę młodych ludzi, którzy jako jedyni byli w stanie szczerze mu pomóc. Jednocześnie w tle rozwija się tajemnica znikającym mieszkańców Auditum. Czy uda się wreszcie odkryć prawdę, taką, która odpowiedziałaby na pytania z każdej sfery życia Jojo?

                "Signum Sanguinem. Mrok. Revamped",  jest wznowieniem początku całej serii o Naznaczonych i jednocześnie debiutuu Evanny Shamrock i to doskonale widać, szczególnie porównując książkę do genialnej "Genezy". Miałam przyjemność zaobserwować gigantyczny wręcz postęp w warsztacie pisarskim tej młodej autorki i po raz kolejny jestem zaskoczona skrupulatnością, z jaką tworzy opisywany przez siebie świat. Jak pisałam już przy okazji "Genezy", tutaj wszystko ma znaczenie i nie da się ukryć, że "Mrok" opiera się w dużej mierze na wewnętrznych odczuciach Jojo, na poszukiwaniu przez niego sensu życia zupełnie od początku. Na tym, czego on sam oczekuje zarówno od siebie, jak i od otaczających go ludzi. 


"Myślenie bywa niebezpieczne."

                Jak łatwo się zatem domyślić, książka ta jest jak świadectwo myśli szesnastolatka - dość chaotyczna, a jednocześnie zaskakująco realna i przekonująca w tym, jak autorka nakreśliła sylwetkę głównego bohatera. Dlatego pisałam wcześniej o stopniowym poznawaniu historii. "Mrok. Revamped" jest swego rodzaju wstępem do tego, co będzie działo się w kolejnych odsłonach serii. 

                Jednocześnie Evanna Shamrock posługuje się stylem przystępnym, choć wciąż nabierającym kształtów. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to książka warta uwagi i zaskakująca tym, jak dobrze może pisać ktoś w tak młodym wieku i jak wiele pracy i serca może włożyć w tworzoną przez siebie historię. 

                Seria "Signum Sanguinem" to opowieść, w której każdy odnajdzie coś dla siebie. To odrobina zaskakującej fantastyki, z wątkami oryginalnymi i poprowadzonymi w sposób niezwykle ciekawy. To thriller i kryminał w jednym, bo tajemnic i tragedii tutaj niemało, a jednocześnie to dramat, głównie jednostki, a dokładniej samego głównego bohatera. Bo Jojo jest bohaterem zmagającym się stale z przeciwnościami losu i tym, że czasami jego największym wrogiem może stać się w pewnym sensie... on sam. 

"Bezimienny renegat. Odszczepieniec. Człowiek bez twarzy."

                Czytajcie, naprawdę warto.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Evannie Shamrock.

© Szablon wykonała Ronnie ™ | RONNIE creators