Tajemnice
II wojny światowej wychodzą na światło dzienne właściwie po dziś dzień. Nie do
końca wiadomo, co właściwie działo się w pewnych miejscach, chociażby ze
względu na to, że wielu świadków poszczególnych wydarzeń już nie żyje.
Wydarzenia z tamtego okresu są niekończącą się inspiracją dla współczesnej
literatury. I dobrze! "Miejsce i imię" Macieja Siembiedy są
doskonałym przykładem, jak robić to dobrze.
Były
prokurator Jakub Kania, osadzony dość mocno w życiu rodzinnym, zajmuje się
rozwiązywaniem właśnie takich tajemnic - wojna pozostawiła wątpliwości, on musi
je rozwiązać. Po wielu sukcesach (opisanych chociażby w książce
"444", której lektury już nie mogę się doczekać) otrzymuje zlecenie
odnalezienia grobu grupy osób pochodzenia żydowskiego, którzy byli
więźniami obozu pracy Annaberg na terenie dzisiejszego Śląska. Cel jest jeden,
odnalezienie grobu i oznaczenia to tak, aby nadać spoczywającym tam ludziom
tytułowe "miejsce i imię", jak na to zasługują. Okazuje się jednak,
że nie tylko Jakub szuka tropu w tej sprawie, a obóz pracy Annaberg kryje
tajemnicę interesującą dla wielu, niekoniecznie sympatycznych ludzi.
Autor
wykorzystał w swojej książce dość klasyczny model, umieszczając zarówno
retrospekcje z okresu lat dwudziestych do czterdziestych, kiedy to młody Dawid
Schwartzman otrzymuje zatrudnienie w popularnej szlifierni diamentów i w
krótkim czasie jego talent oraz zamiłowanie do córki jego pracodawcy okazują
się dla niego zgubne. Jednocześnie we współczesności, sprawą obozu na Górze
Świętej Anny interesują się również Teresa Barska, funkcjonariuszka ABW czy
kobieta wierząca w odrodzenie Niemiec w formie ogólnoświatowej potęgi, która
zniknęła po upadku Hitlera.
Wątki
te splatają się ze sobą, a każdy z opisywanych bohaterów ma swój własny, mały
lub większy cel. Zemsta, żądza bogactwa czy zwyczajna chęć doprowadzenia
pewnych spraw do zasłużonego końca. Co zdecydowanie trzeba oddać autorowi,
opisując tak wielu uczestników tych wydarzeń, każdego pozwolił czytelnikowi
poznać w dostateczny sposób, żeby zrozumieć jego sposób myślenia i w efekcie,
zrozumienia motywów jego działań. Maciej Siembieda odkrywa karty przed
czytelnikami w sposób stopniowy, ale jakże zaskakujący! Dzięki temu od
opowieści nie można się oderwać dosłownie od pierwszej do ostatniej strony,
kibicując głównemu bohaterowi w jego dążeniu do poznania prawdy. Choć można
zauważyć, że w pewnym momencie nawet Kania wydaje się zejść odrobinę na drugi
plan, a na pierwszy wysuwają się niesamowite wydarzenia z przeszłości, które
mają tak wielki wpływ na społeczność siedemdziesiąt lat po wojnie.
"Miejsce
i imię" to literatura z gatunku sensacyjnej na niezwykle wysokim poziomie.
To praktycznie koronkowa robota, wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Oczami
wyobraźni widziałam autora, który w procesie twórczym rozrysowuje wielką mapę
skomplikowanych powiązań, które łączą się w idealną całość. I wrażenie to jest
zasadne, ze względu na dziennikarskie doświadczenie Macieja Siembiedy. W
dodatku, co również jest dla mnie bardzo ważne, autor posługuje się prostym
językiem, okraszonym miejscami delikatną ironią, dzięki czemu mam wrażenie, że
całą historię opowiada mi zaprzyjaźniony człowiek, który był świadkiem
określonych wydarzeń i przekazuje mi się na swój sposób. Ale prawdziwym
mistrzostwem jest dla mnie to, jak autor skonstruował bohaterów i dopasował do
nich sposób narracji. Wątpliwości Kani, czy to co robi jest bezpieczne, poważne
śledztwo ABW i rozterki Teresy Barskiej czy przemyślenia neonazistki o tym, że
bardzo tęskni za wojenną potęgą Niemiec i rządami Adolfa Hitlera.
Podsumowując
krótko i rzeczowo: chyba znalazłam swoją książkę roku.
Za możliwość poznania tej historii bardzo dziękuję wydawnictwu Wielka Litera.
Nie ma nic lepszego niż dopracowana fabuła na wysokim poziomie. Jak można odmówić takiej powieści?
OdpowiedzUsuńSą bardzo poznać historię zapisano na kartach tej książki. 😊
OdpowiedzUsuń