Są
tematy, które nigdy nie przestaną być kontrowersyjne. Pewne rzeczy, które
dzieją się dookoła nas, o czym nie zawsze jesteśmy świadomi, już zawsze budzić
będą odrazę i strach przy każdym wspomnieniu, lecz mimo wszystko warto o nich
mówić czy, jak w przypadku książki "Mała baletnica" Wiktora Mroka,
pisać. Klucz jednak w tym, by do delikatnego tematu podejść z klasą i należytym
mu szacunkiem. Bo pedofilia, w jakiejkolwiek postaci, jest tematem, który
wymaga specyficznego podejścia.
W
Kijowie, dokładnie 23 lipca 1982 roku na świat przyszła Anastazja. Pełna
życiowej energii i przede wszystkim, wyjątkowego talentu, który obawiał się w
miłości do baletu. Okazuje się jednak, że w jej życiu pojawił się ktoś, kto
odcisnął piętno na jej życiu w sposób bezpośredni i ordynarny. A wszystko, co
przytrafia się człowiekowi, ma swoje konsekwencje w przyszłości. Od małej
dziewczynki po biznes pornograficzny związany z dziećmi na olbrzymią skalę.
Wielkie pieniądze i równie wielki brak szacunku dla dziecięcej niewinności.
Rosyjska policja stara się za wszelką cenę odkryć, kto stoi za przedsięwzięciem,
które z każdym dniem okazuje się coraz większe. Co wspólnego z całą sytuacją miała
Anastazja? Co sprowadziło ją na taką a nie inną ścieżkę? Oprócz tego, w
"Małej baletnicy" klasyczne, rasowe śledztwo ze zwrotami akcji,
ofiarami uczącymi się żyć na nowo i ludzkim współczuciem, które rodzi prawdziwe
oddanie sprawie funkcjonariuszy zaangażowanych w sprawę. Doświadczeni
psychologowie stają ramię w ramię z tymi, którzy dopiero rozpoczynają swoją
ścieżkę w karierze policyjnej. Różne osobowości, różne doświadczenia, lecz
jeden cel - ujęcie sprawców obrzydliwego procederu.
"Dwóch kolesi trafia do pudła. Ale już wkrótce cieszą się wolnością. Ślad po nich ginie. Żaden z rodziców nie występuje przeciw organizatorom całego procederu. A trzeba zaznaczyć, że w tych produkcjach, według różnych szacunków, brało udział od pięciuset do półtora tysiąca dzieci w wieku od pięciu do szesnastu lat. Dzieci nie zeznawały. Dlaczego?"
[źródło] |
Mimo
wszystko siłą całej tej powieści są emocje - bez nich podejście do tematu
pornografii dziecięcej mogłoby skończyć się fiaskiem. Szczególnie relacja
młodej przedstawicielki organów ścigania, Sewy z niespodziewaną, młodziutką
podopieczną wzbudza sympatię i czytelnik z każdą kolejną stroną nabiera
przekonania, że to właśnie w taki sposób powinna wyglądać najzwyklejsza ludzka
bezinteresowna pomoc.
Jednocześnie
czytelnik obserwuje kolejne lata życia Anastazji i stara się rozumieć, co
właściwie dzieje się w jej głowie. Dlaczego wkroczyła na tę, a nie inną
ścieżkę? Odpowiedź, choć z pozoru oczywista, okazuje się dużo bardziej
skomplikowaną układanką.
"Ona dała początek tej historii."
Nie
sposób nie porównywać "Małej baletnicy" do poprzedniej książki tego
autora, "Czerwonego Parasola". I choć tematycznie i warsztatowo autor
zrobił spory krok do przodu, jednak poprzednia jego powieść z jakiegoś powodu
bardziej przypadła mi do gustu. Mimo wszystko jednak "Mała baletnica"
trzyma w napięciu, potęgując uczucie niepokoju niemal od samego początku.
Czytelnik ma wrażenie, że wchodzi ciężkimi butami w intymną część życia
bohaterów tej książki. I mam tutaj na myśli nie tylko osoby bezpośrednio
zaangażowane w opisywany wątek pornografii dziecięcej. Ci, którzy poszukują
odpowiedzi na dręczące ich pytania, przeżywają to w sposób bardziej dogłębny
niż ktokolwiek by się spodziewał.
Książka
dla wielbicieli klasycznych policyjnych śledztw, pełnych zaskakujących zwrotów
akcji. Do tego ludzkie dramaty, prawdziwie chwytające za gardło z uwagi na
ofiary przestępczego procederu. Bohaterowie, na czele z dowódcą całej akcji,
Aloną czy pełną determinacji Sewą, dodatkowo ubarwiają całą tę historię.
Swoją
drogą, jestem bardzo ciekawa, czy Wiktor Mrok tworzy jakieś
"uniwersum"... z niecierpliwością czekam, co ten wyjątkowo
utalentowany autor ma nam jeszcze do pokazania.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz