Okazuje
się, że wiele wydarzeń z przeszłości może mieć wpływ na to, co znamy teraz,
nawet jeżeli wydarzenia te pozornie nie mają ze sobą związku.
"Bezdech" Grzegorza Kapli jest debiutem, w którym autor starał się
nakreślić to, jak życie pewnego chłopca, a później mężczyzny żyjącego w tych
najtrudniejszych czasach dwudziestego wieku, może mieć wpływ na to, co stało
się z pewnym mężczyzną, który zmarł w wypadku samochodowym. Dodatkowo na brzegu
Wisły zostaje odnalezione ciało młodej dziewczyny, z pewnością innej
narodowości niż polska. Czy te dwie sprawy mogą być ze sobą powiązane?
Autor
niewątpliwie osiągnął sukces, jeżeli chodzi o konstruowanie głównych bohaterów,
a w tej historii z pewnością pierwsze skrzypce gra Benedykt, posiadający w
swoim życiu kilka nazwisk, żyjący w czasie okupacji, kiedy to Żydzi byli
niemile widziani na terenie Polski, a następnie osiągający sukcesy w karierze
zawodowej jako dziennikarz i fotograf, kończąc na zachwycającej karierze
politycznej. Okazuje się jednak, że przeszłość, której w pewnym sensie wciąż
się wypierał, ma powrócić do niego ze zdwojoną siłą, a raczej z nazwiskiem
pewnej młodej dziewczyny, którą pamiętał z czasów, kiedy życie nie było dla
niego zbyt łaskawe.
"-Anna Kwiecień - uśmiechnął się stary esbek. - Mówi to panu coś,
panie amerykański?"
Z
drugiej strony mamy współcześnie działającą Olgę Suszczyńską, która początkowo
zajmuje się tajemnicą zwłok znad Wisły, a następnie na prośbę swojego szefa
udaje się w podróż, by dowiedzieć się, czy pewna sprawa sprzed lat mogła
zakończyć się w inny sposób. Okazuje się, że nic w życiu nie jest takie, na
jakie wygląda. Olga sama w sobie jest bohaterką przypominającą mi odrobinę
Joannę Chyłkę z serii książek Remigiusza Mroza. Twarda, bezkompromisowa i
ironiczna, jednocześnie skrywa w sobie pokaźne pokłady smutku i tragedii, która
trzyma jej pamięć w swoich sidłach i za żadne skarby nie chce puścić.
"Zdarzają się, nie powiem, małżeństwa do śmierci. Ale to już
zabytki. Niedługo będzie się do takich wycieczki prowadzić, jak do zamków,
katedr, muzeów. Małżeństwo, prawdę mówiąc, to dzisiaj spółka z ograniczoną
odpowiedzialnością. Upada, zakłada się drugie. I się kręci, aby jakoś, aby
dalej, aby do końca."
Co
do reszty... nie do końca tego się spodziewałam. W pewnym momencie cała
historia zaczęła mi się rozjeżdżać i gubiłam się w pytaniach w stylu "a co
ma piernik do wiatraka?". Część wątków, w mojej opinii, to niestety
zmarnowany potencjał. Tak jak chociażby rozwiązanie wątku ze zwłokami
dziewczyny z początku powieści. Mimo że zakończenie wybrzmiewa i, wydaje mi
się, jest dokładnie takie, jakie wyobrażał sobie autor pod względem
emocjonalnym, to miałam wrażenie, że cały ten wątek jest doklejony tutaj na
siłę i w ogóle nie o to w całej tej historii chodziło. Jednakże, przyznaję to z
czystym sercem, wątek Benedykta od samego początku zachwyca. W pewnym momencie
nie do końca wiedziałam, jak skończy, ale jego historia pięknie zatacza koło,
za co wielki szacunek dla autora. A pod kątem wykonania samego w sobie... nie mam nic do przekleństw w książkach, bo każdy człowiek przeklina w mniejszym lub większym zakresie, jednakże tutaj było ich wyjątkowo zbyt dużo, co w pewnym momencie zaczęło już przeszkadzać. Ale to już kwestia gustu.
Podsumowując,
"Bezdech", jak na debiut literacki, jest historią bardzo
dobą, choć mam wrażenie, że nie do końca dopracowaną w ogólnym zarysie. Mimo
to, jak zawsze polecam przekonać się na własnej skórze, co ma do zaoferowania
autor i mam nadzieję, że kolejne jego powieści będą coraz lepsze.
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Burda Książki.
Czas akcji trochę mnie odstrasza, ale bardziej martwi mnie to niedopracowanie. Z tym gatunkiem różnieu mnie bywa i podobają mi się tylko naprawdę świetne powieści, tak więc chyba sobie podaruję tę pozycje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Czytałam, mnie spodobały się przeskoki czasowe, chociaż ostatecznie myślałam, że cała sprawa zakończy się z hukiem, a ledwie mną poruszyła :) Trochę przeraża mnie fakt, że ja nie zwróciłam uwagi na wulgaryzmy :D chyba już całkiem ze mną źle.
OdpowiedzUsuń