Wydaje
mi się, że realia rządzące w Polsce w pierwszej połowie XX wieku są idealnym
tłem historycznym dla powieści kryminalnej. To niespokojne czasy, pełne
niepewności, tajemnic i politycznych zagrywek. Dzięki temu możliwe jest
stworzenie prawdziwie złożonej, nieoczywistej historii, która będzie wyróżniać
się spośród innych, a spójrzmy prawdzie w oczy, napisanie oryginalnej powieści
z gatunku kryminału jest w dzisiejszych czasach bardzo trudne. Dlatego z
prawdziwą przyjemnością poznałam historię opisaną w Teufel Izabeli Żukowskiej. Dla niezorientowanych: teufel, to w
języku niemieckim diabeł.
Kiedy
na molo w Gdańskim Jelitkowie (wtedy Glettkau) zostają odnalezione zwłoki
młodej kobiety, pamiątkowy naszyjnik na jej szyi pozwala zidentyfikować ją jako
Mariannę Walewicz, zamożną i ogólnie znaną w mieście Polkę, do których mimo
wszystko w tamtych czasach odnoszono się z rezerwą i dużą dozą nienawiści. To
Lotte Meier rozpoznaje naszyjnik swojej dawnej pracodawczyni. Rozpoczyna to
skomplikowane śledztwo, którego rozwiązania podejmuje się komisarz Franz
Thiedtke, doświadczony stróż prawda, dla którego sprawa ta jest ostatnią przed
odejściem na emeryturę. Jednakże okazuje się, że za tajemniczą śmiercią młodej
kobiety stoi więcej niż jedna tajemnica, a Lotte wraca do wspomnień związanych
z Marianną w poszukiwaniu szczegółów w jej zachowaniu, które mogłyby
naprowadzić ich na rozwiązanie zagadki. W tej podróży w przeszłość wychodzą na
jaw także czyny samej Lotte, o których chciałaby zapomnieć i o których wstydzi
się powiedzieć komukolwiek. Zakazana miłość, szpiegostwo, tajemnica i wszystko
to, czego można spodziewać się po wciągającej fabule, to właśnie Teufel.
To wspomnienie sprzed lat przynosiło mu zwykle chwilowe ukojenie, bo
słodka woda różana przemieszana z mdłym krochmalem była zapachem jego
dzieciństwa, a dzieciństwo mimo swej niefrasobliwości i pokaleczonych kolan
jest zawsze czasem bezpiecznej radości.
Izabela
Żukowska podjęła się bardzo trudnego zadania. Przedstawiła Gdańsk tuż przed
wybuchem wojny, kiedy to był on jeszcze Wolnym Miastem i wśród ludności
wznosiły się wątpliwości, czy ostatecznie miasto zostanie przyłączone do Polski
czy do Niemiec. Jednocześnie było to miejsce, w którym Polaków było niewielu i
ogólna nienawiść do nich była na porządku dziennym. W opisach ówczesnej
rzeczywistości autorka bardzo wyraźnie nakreśliła wątpliwości ludzi, niemalże
namacalne napięcie i bardzo różne poglądy. Wszystko to jest zamknięte
perfekcyjną wręcz klamrą, zważywszy na to w którym momencie cała opowieść się
kończy.
Była osobą znaną, a jednak Lotte nie znalazła wzmianki o jej śmierci w
żadnej gdańskiej gazecie. Miała wielu przyjaciół, a jednak zdawało się, że nikt
jej nie opłakiwał. Zniknęła bezszelestnie, jak biedak pozbawiony rodziny, o
którego nikt nie dba, całe życie pozostawiając własnemu losowi.
Mimo
wszystko jednak, w Teufel niewiele
jest kryminału, choć wątki takie się zdarzają. Dużo bardziej, w moim odczuciu,
pasowałoby tutaj określenie powieści obyczajowej z wątkami historycznymi, w
której przewijają się także elementy charakterystyczne dla powieści
sensacyjnych. Sama autorka pisze tak, że nawet skomplikowane sformułowania w
języku niemieckim przewijają się w sposób niezauważalny, historia płynie
swobodnie i odkrywa przed czytelnikami kolejne elementy. Dzięki czemu cała
opowieść rozwija się w sposób bardzo nieoczywisty, a to doceniać należy zawsze.
Tym
samym recenzja Teufel jest pierwszą z
serii na blogu, w której przedstawię niezwykłe historie kryminalne osadzone w
Gdańsku. Czeka nas jeszcze wiele perspektyw i niezwykłych opowieści,
gwarantuję!
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Oficynka!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz