Lata
zaczytywania się w fantastyce mam już dawno za sobą, bo mimo że to jeden z tych
gatunków, w którym to wyobraźnia pisarza jest jedyną granicą fabularną, to
widziałam w tych seriach dużą powtarzalność i coraz częściej łapałam się na
tym, że nie znajduję w tych historiach już nic wartościowego i ciekawego. Błąd!
I dziękuję Evannie Shamrock za oświecenie.
"Signum
Sanguinem. Geneza" jest... genezą? Bo w sumie czym innym. To historia
jednego z bohaterów, który pojawił się w poprzednich wydanych przez autorkę
książkach, jednak ja nie miałam okazji ich czytać, więc pozostawię tę kwestię
tak, jak jest. Skupmy się na tym, co przedstawia nam "Geneza". Z
początku poznajemy Andrzeja Achima Zimmermanna, który jest jednym z tych
bohaterów, który od samego początku jest określany jako ten zły, ale wiesz, że
w pewnym sensie coś jest nie tak. To człowiek, który w organizacji "Signum
Sanguinem" posiada wysoką pozycję i szacunek przywódcy. Słusznie. Nieobce
mu traktowanie ludzkiego życia przedmiotowo, w najróżniejszym tego znaczeniu,
począwszy od morderstwa, po czerpanie pustej, chwilowej rozkoszy. Jednakże w
pewnym momencie na jego drodze zostaje postawione zadanie. Coś, co pozornie
wydaje się śmiesznie łatwe, ale okazuje się niemal nie do wykonania. I to nie o
samo w sobie zadanie chodzi, a o pogodzenie się z tym, w jakim kierunku poszło
życie bohatera. Jednocześnie na jego drodze staje Aniela i wszyscy
wiemy, jak to się skończy.
"Choć umiał mówić, siedział cicho całe swoje życie."
Ale
to nie o tym, nie bójcie się! Prawdziwa historia zaczyna się wraz z dorastaniem
ich syna, Joaquina Emila Zimmermanna. Chłopca wyjątkowego pod każdym względem,
przez co jego życie nie wyglądało tak, jak wielu innych jego rówieśników.
Trzymany pod czujną ochroną rodziców, nie wiedział, jak wielkie
niebezpieczeństwo ma stanąć mu na drodze. Aż do dnia jego dziesiątych urodzin,
gdzie jego życie jednocześnie się kończy, jak i zaczyna.
"Signum
Sanguinem. Geneza" perfekcyjnie łączy w sobie kilka gatunków. To
fantastyka na naprawdę dobrym poziomie, trochę w klimacie sekty. To idealnie
zarysowany thriller, którym staje się życie Joaquina w późniejszym czasie,
kiedy poznaje dwójkę swoich przyjaciół, Dexa i Lau. Środowisko przypominające
szpital psychiatryczny z eksperymentami na ludziach przywodzą na myśl te
najbardziej przejmujące historie o walce nie tylko z samym sobą, ale i z tym,
na co często nie ma się wpływu. Aż wreszcie to opowieść o poszukiwaniu sensu
własnego życia, kiedy ucieka wszystko to, co znało się dotychczas, jakiekolwiek
by nie było.
Na szczególną uwagę zasługuje tutaj prawdziwy główny bohater tej historii, czyli Joaquin, który w dalszej części powieści otrzymuje przezwisko Jojo. To chłopak, który z, mimo przeciwności losu, szczęśliwego chłopca staje się zamkniętym w sobie, ale jednocześnie dużo bardziej uważnym nastolatkiem. I choć nie wszyscy wiedzą, co właściwie stoi za jego wyjątkowymi umiejętnościami, zdobywa przyjaciół równie "dziwnych" jak on, a jednak wiernych. Pytanie tylko, czy po tym wszystkim co przeżył, będzie miał w życiu choć odrobinę spokoju?
W
tej książce wszystko ma znaczenie, i to dosłownie. Poznajemy historię z kilku
punktów widzenia i stylistycznie bardzo to widać. Sposób opisywania
rzeczywistości dopasowany jest mocno do osobowości bohaterów, co nadaje całej
historii niemal filmowego klimatu. Czytelnik ma wrażenie, że wszystko jest
dosłownie w tym miejscu, w którym być powinno, choć sama doszłam do takich
wniosków dopiero kilka dni po skończeniu lektury.
Jest
to książka, w której odnaleźć możemy całe zatrzęsienie wątków, które jednak
autorka ułożyła w sposób bardzo staranny i zdecydowanie przemyślany. Wraz z
ostatnią stroną czytelnik pozostaje w stanie głębokiego szoku, bo zakończenie
zdecydowanie wbija w fotel, choć nie w stu procentach mi leży. Mimo wszystko
zostałam pozostawiona z wielkim niedosytem i chęcią poznania tej historii od
samego początku.
I,
gdyby ktoś miał wątpliwości, książkę można czytać bez żadnego problemu, nie
znając poprzednich książek. I za to plus dla autorki! Zdecydowanie możecie, tak
jak ja, poznać historię Naznaczonych, rozpoczynając od tej właśnie pozycji.
Za możliwość przeczytania książki i objęcia jej patronatem medialnym bardzo dziękuję Evannie Shamrock!
Chętnie coś takiego przeczytam.
OdpowiedzUsuńFantastyka niestety opiera się na kilku schematach, ale dla mnie wykłaśnie to jest jej urokiem. :) Ale coś nowego zawsze warto przeczytać i zainteresuję się twórczością autorki, jak znajdę chwilę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam jeżowo
Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/