W powieściach, w których pewne
znaczące wydarzenia historyczne są tłem dla rozgrywających się wydarzeń,
odnalazłam już wiele życiowych scenariuszy. Były już zakazane romanse
przedstawicieli wojsk okupanta i podległego kraju, były punkty widzenia zarówno
mężczyzn walczących na froncie, jak i kobiet w nadziei czekających na ich
szczęśliwy powrót. Dlatego dużym zaskoczeniem była dla mnie książka Zofii
Mąkosy Winne miasto, która stanowi
drugi tom serii Wendyjska winnica. Autorka,
jako nauczycielka historii i kobieta pochodząca z Chwalimia, skąd wywodzą się
także główne bohaterki serii, wydaje się idealną osobą do opisania takiej
historii. Bo wiadomo przecież, że przez jakiś czas tereny należące obecnie do
Polski były zamieszkane przez ludność niemiecką i to właśnie z ich perspektywy
poznajemy fabułę Wendyjskiej winnicy. Tym
razem idziemy przez życie wraz z Matyldą Neumann, córką Marty, znanej z
pierwszego tomu serii noszącego tytuł Cierpkie
grona.
Wojna powoli dobiega końca.
Potęga Hitlera upada, a na podległych mu terenach polskich pojawia się coraz
więcej rosyjskich żołnierzy. Matylda cudem uchodzi z życiem, jednak nie bez
szkód na zdrowiu, zarówno tym psychicznym, jak i fizycznym. Rozpoczyna trudną
drogę do odzyskania chociaż namiastki poczucia normalności. A droga ta pełna
jest niebezpieczeństw, tragicznych, wstrząsających wydarzeń i walki z własnymi
wspomnieniami. Nie są jej obce głód, strach, rany po pobiciu czy gwałcie.
Zbiegiem okoliczności opuszcza mieszkanie jednego z rosyjskich żołnierzy, od
którego przez długi czas była zależna i trafia do szpitala, w którym pomaga
siostrom elżbietankom w opiece nad chorymi. Jednocześnie jest świadkiem
zmieniającego się kraju. Dobrze jej znany Grunberg staje się Zieloną Górą, na
ulicach coraz rzadziej słyszy się język niemiecki, który ustępuje polskiemu,
krążą plotki, że cała ludność niemiecka zostanie wysiedlona na zachód. Polacy
stopniowo zajmują zamieszkałe wcześniej przez Niemców domostwa. Lecz mimo
zakończenia wojny, społeczność daleka jest od spokojnego życia. Nadal dookoła
mnóstwo jest ludzi, szczególnie żołnierzy, nad którymi górują najgorsze
instynkty.
Z wielkiego portretu zawieszonego na okazałym gmachu spogląda na nich
Józef Stalin. Przybysze z Kresów najlepiej z całej gromady przesiedleńców
wiedzą, jaka obietnica kryje się w nieruchomym spojrzeniu. "Jestem tutaj -
zdaje się przypominać. - Choćbyście uciekli nie wiem dokąd, nie uwolnicie się
ode mnie. Będę śledził każdy wasz krok. Podsłucham uszami waszych bliskich,
podpatrzę oczami waszych dzieci, zamknę usta tym, którzy mnie nie chwalą,
zabiorę wszystko, jeśli nie będziecie mi bezwzględnie posłuszni."
W tym wszystkim Matylda stara się
rozpocząć życie na nowo. Odnaleźć swoje miejsce i wreszcie pogodzić się z tym,
co ją spotkało. Jednak wspomnienia wciąż powracają w koszmarach, dni pełne są
niepewności o jutro, a dziewczyna przestaje być pewna siebie, swojej
przeszłości i przyszłości. Czy wizyta w rodzinnych stronach pomogłaby jej, czy
tylko obudziła wspomnienia o pięknych chwilach przed wojną?
Winne miasto to trudna opowieść. Jest pełna bólu, smutku i żalu
za utraconym szczęściem. Jednocześnie
widać jednak cząstkę nadziei na to, że w końcu bohaterowie staną na nogi i choć
w niewielkim stopniu nauczą się żyć w nowej rzeczywistości. Bardzo dobrym
zabiegiem jest wprowadzenie do opowieści, obok Matyldy, bohaterów znanych z
poprzedniej części, takich jak Janka, która razem z Gustawem starają się
przetrwać jako znienawidzeni Niemcy we wsi powoli zasiedlanej przez Polaków. Z
zaciekawieniem czyta się także o losach Idy, towarzyszki Matyldy w szpitalu,
Wandy czy Kazimierza, których losy w różny sposób splatają się z losami głównej
bohaterki. Dzięki temu mamy różne punkty widzenia na jeden stan rzeczy. Bo ilu
ludzi, tyle dramatycznych wojennych historii i przez wprowadzenie tych
bohaterów Winne miasto nie jest
opowieścią o jednostce w trudnych życiowych sytuacjach, a o społeczności, która
staje na nogi po najróżniejszych, często wstrząsających wydarzeniach. Dlatego
twórczość Zofii Mąkosy, choć emocjonalnie trudna, chwyta za serce i długo nie
puszcza. W dodatku autorka mistrzowsko operuje językiem, malując w głowie
czytelnika obrazy Polski w latach czterdziestych, w okresie największych zmian.
Co równie ważne, nie oszczędza ona również czytelnika pod względem trudnych
szczegółów dotyczących codziennego życia ludzi w tych ciężkich czasach.
Seria Wendyjska winnica to poruszające historie o nadziei i walce z
demonami przeszłości. Doskonale napisana opowieść, która może nie jest na jeden
raz ze względu na ładunek emocjonalny, ale z pewnością wciąga bez reszty i
zachwyca bogactwem detali, o które zadbała autorka podczas pisania. Mam również
wrażenie, że to historia pod pewnym względem ważna, ponieważ nie można
zapominać, że podczas wojny i w trudnych czasach po jej zakończeniu cierpiało
mnóstwo ludzi, choć z różnych powodów. Dlatego warto poznać także inny punkt
widzenia.
powieść niestety nie dla mnie
OdpowiedzUsuńTrudna tematyka, to prawda. Raczej dla tych, co lubią takie klimaty :)
Usuń