Literatura
historyczna, przez wielu uważana za zbyt trudną i zbyt nudną, ale mnie okazuje
się raz za razem źródłem świetnej rozrywki, niczym najlepsze powieści fantasy.
Są wielowątkowe, stylizowane, dzięki czemu zyskują trochę magicznego klimatu
dawnej epoki, a także bogate są chociażby w moje ukochane wątki kryminalne, na
przykład w stylu dworskich intryg. Wszystko to tworzy prawdziwie wybuchową
mieszankę. Dlatego lektura "Czarcich słów" Grzegorza Wielgusa stała
się dla mnie obowiązkowa, tym bardziej, że nasi autorzy, szczególnie w
przypadku opowieści w historycznym stylu, znają się na rzeczy. Więc dałam się
porwać tej historii rodem ze średniowiecza, w wir rycerskich walk.
Po
wojnie o koronę Królestwa Niemiec wreszcie nastała chwila względnego spokoju.
Na zamku Rappottenstein król Rudolf nakazuje zwołanie turnieju rycerskiego, na
którym stawiają się najznamienitsi rycerze i władcy z sąsiednich mocarstw. Na
miejscu stawiają się również Gotfryd, Lambert i Jaksa, trójka wiernych
kompanów, z których każdy z nich posiadał różne doświadczenie rycerskie. W
międzyczasie dochodzi do tajemniczych morderstw na drogach okalających zamek.
We wszystkich miejscach, w których odnaleziono ofiary, widnieją niezrozumiałe
znaki, które okoliczni mieszkańcy uznali za diabelskie słowa. Mieszkańców
okolicy ogarnęła trwoga, jak zawsze, kiedy ludzie mają do czynienia z czymś
nieznanym i trudnym do racjonalnego wyjaśnienia. Inkwizytor Gotfryd oraz
rycerze Lambert i Jaksa ruszają w drogę, by wyjaśnić tajemnicę. Czy czarcie
słowa rzeczywiście pochodzą od diabelskich wysłanników? Czy wiążą się z nimi
klątwy, czające się na mieszkańców okolicy? Czy trójce głównych bohaterów uda
się wyjaśnić sprawę? W międzyczasie wychodzą na jaw polityczne zagrywki i
spisek o władzę, które okazują się ściśle związane z udaremnionymi zamachami na
władcę zamku Rappottenstein. Podejrzenia padają na tajemniczego rycerza w
czarnej zbroi, który nie uraczył nikogo ani jednym słowem w czasie turnieju, a
jego zachowanie pozwalało sądzić, że ma on coś do ukrycia...
- Chociaż pora późna, grzech nie śpi.
Prawda
okazuje się jednak dużo bardziej skomplikowana, a wraz z rozwojem wydarzeń do
głosu dochodzą wspomnienia z przeszłości, o której nie zawsze chce się
pamiętać. Mimo pokoju, wśród rycerzy wyczuwalny jest dziwny niepokój i
nerwowość. Zdaje się, że nawet nic nie znaczący impuls może doprowadzić do
krwawego starcia.
Wymieniając
zalety Czarcich słów zdecydowanie
należy wspomnieć o nietypowej grupie głównych bohaterów, którzy drastycznie się
od siebie różnili, a jednocześnie stworzyli zgrany, dopełniający siebie
nawzajem zespół. Charakteryzujący się mądrością i wewnętrznym spokojem Gotfryd
kontrastuje z wiecznie roześmianym Jaksą i doświadczonym, stanowczym Lambertem.
Mimo tego, że to Gotfryd pełni rolę dowódcy w tej grupce, to zdecydowanie
największą sympatię czytelnik odczuwa do Lamberta i Jaksy, rycerzy z
Małopolski, którzy zajmowali się wszystkim tym, co można było uznać za czarną robotę.
Rozpoczynając swój marsz śmierci, rzeźnik dokonał inicjacji w odludnym
miejscu, atakując wpierw bezbronnych ludzi, zapewne z zaskoczenia, a nabrawszy
więcej pewności, jął się zapuszczać coraz bliżej uczęszczanych traktów - próżną
nadzieją byłoby uznanie, iż ostatni atak zaspokoił jego chuć.
Zwykle
w powieściach historycznych ja, jak i wielu innych czytelników boi się
stylizacji językowych, które mogą znacznie utrudnić czytanie, a już w ogóle
bardzo je spowolnić. W Czarcich słowach połączenie
stylizacji językowej charakteryzującej epokę, w której żyją bohaterowie
powieści, w połączeniu z nie do końca pasującym mi stylem autora tworzy trochę
toporną i nie zawsze zrozumiałą całość. Dopiero po przeczytaniu całości i
spokojnym przeanalizowaniu fabuły zdołałam wyciągnąć z niej te elementy, które
do poprowadzenia tej historii były najważniejsze. Jednak w czasie lektury za
bardzo się gubiłam, żeby na bieżąco zrozumieć to, co czytam. Jednak zakończenie
całej historii okazało się w pełni satysfakcjonujące i zaskakujące, dając
nadzieję na pojawienie się kontynuacji tej historii.
Dla
wielu czytelników to, co wymieniłam jako wady mogą okazać się zaletami, dlatego
wszystkim tym, którzy z zainteresowaniem zaczytują się w powieściach tego typu
i którym przypadła do gustu "Pęknięta korona" - poprzednia powieść
tego autora, zdecydowanie polecam.
Ja na tą książkę mam "chętkę" już od jakiegoś czasu :) dzięki za przypomnienie tytułu :)
OdpowiedzUsuń