Od
premiery "Fałszywego pocałunku" minęło już sporo czasu, dlatego na
pojawienie się "Zdradzieckiego serca" czekało wielu fanów pełnej
emocji opowieści o księżniczce Lii. Przy okazji recenzji części drugiej
ostrzegam przed możliwymi spoilerami fabularnymi z części pierwszej, bez
których właściwie nie jestem w stanie wyrazić opinii o części drugiej. Dlatego
jeżeli jeszcze nie znacie "Fałszywego pocałunku", zapraszam
>tutaj<, a potem do lektury książki. Zdecydowanie warto! Tymczasem,
powracając do "Zdradzieckiego serca"...
Miasto
barbarzyńców posiada najcenniejszych możliwych jeńców. W Vendzie przebywają
aktualnie księżniczka Morrighan, Jezelia, oraz emisariusz królestwa Darlbeck, a
właściwie ukrywający się pod tą tożsamością książę. Lia, w ciągłym towarzystwie
albo Kadena, albo straży Vendy stara się przyzwyczaić do nowej sytuacji i w
jakiś sposób się z nią pogodzić. Ucieczka z tej zabezpieczonej ze wszystkich
stron fortecy wydaje się niemożliwa. Tym bardziej pod okiem bezwzględnego
Komizara, który wciąż zastanawia się, jak wykorzystać księżniczkę dla własnych
celów. Bo dla osób, które osiągnęły władzę liczy się tylko jedno: więcej
władzy.
Jednak
okazuje się, że cień nadziei istnieje. A Lia nie byłaby sobą, gdyby za nią nie
podążała. Wykorzystując swoje niezwykłe umiejętności aktorskie udaje, że
pogodziła się z losem, ale jednocześnie sercem ucieka z niewoli, chociażby do
celi, w której przebywa Rafe. A mieszkańcy wydają się być zachwyceni młodą,
uroczą i pełną życzliwości dziewczyną. Dlatego Komizar podejmuje w końcu
decyzję o losie Lii i wtedy czas wydaje się stanąć w miejscu. A potem pędzić w
zastraszającym tempie. Czas ucieka, a do zrobienia jest wiele. Czy Lii uda się
uciec razem z ukochanym? Czy są w stanie we dwoje stawić czoła barbarzyńcom, i
to tuż pod okiem najbardziej niebezpiecznego człowieka w Vendzie?
"Niekiedy potrzeba czasu, by
zrozumieć prawdę szepczącą za plecami."
W
stosunku do "Fałszywego pocałunku, "Zdradzieckie serce" wydaje
mi się dużo spokojniejsze, przynajmniej z początku. Tutaj dużo bardziej autorka
zagłębiła się w psychikę głównych bohaterów i odkryła przed czytelnikami karty,
które nie były do końca jasne wcześniej. Poznajemy Lię jako młodą, silną
kobietę, która w obronie własnych przekonań zdolna jest złamać najbardziej
surowe zasady. W dodatku nie boi się przeciwstawić najgroźniejszym ludziom w
Vendzie, nawet samemu Komizarowi. Jednak jak to bywa w historiach, w których na
horyzoncie wisi ucieczka z niewoli, niepokój rośnie z kolejną czytaną stroną.
Czy bohaterom uda się zrealizować ten z pozoru niemożliwy do wykonania plan? I
przede wszystkim, czy ktoś nie zorientuje się, że zarówno Lia, jak i Rafe posiadają
więcej sekretów, niż komukolwiek by się zdawało? Jestem pod wrażeniem tego, w
jaki sposób autorka poprowadziła finał "Zdradzieckiego serca", to
zaskakujący i pozostawiający czytelnika z zabójczym niedosytem wątek, który
jednocześnie okazuje się perfekcyjnym zakończeniem tego rozdziału przygód Lii.
Czy będzie coś więcej? Oby tak.
Autorka
zaskoczyła mnie tym, że dość drastycznie zmieniła atmosferę w książce. Tutaj
jest dużo mniej akcji, przynajmniej na początku, a dużo więcej chłodnej
kalkulacji, poznawania nieznanych miejsc i ludzi. Świat stworzony przez Mary E.
Pearson znacznie się rozrósł i zachwyca mnie to, jak wyraźnie zaznaczyła ona
różnice pomiędzy poszczególnymi mocarstwami. Także osobowość samego Komizara to
perfekcyjnie zarysowany czarny charakter, który jednocześnie ma swoją charyzmę
i wydaje się skrywać niejeden sekret. Pytanie tylko, czy Lii uda się je odkryć.
"Zdradzieckie
serce" jest zdecydowanie godną kontynuacją "Fałszywego
pocałunku". Opowieść napisana równie lekko, ciekawie, choć mam wrażenie,
że z trochę większą precyzją względem bohaterów samych w sobie. Ale poznanie
ich z różnych stron jest równie potrzebne, jak zaskakujące zwroty fabularne.
Jeżeli zachwyciliście się częścią pierwszą, "Zdradzieckie serce" już
czeka, by po nie sięgnąć!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz