niedziela, 1 lipca 2018

Co wiąże się z wydaniem książki na własną rękę? Co lubi, a czego nie lubi w bohaterach własnej opowieści oraz jakie są jej plany na przyszłość, odpowiada autorka książek z serii "Signum Sanguinem" - Evanna Shamrock


Evanna Shamrock jest młodą pisarką z naszego podwórka, która rozwija swój warsztat pisarski z każdym kolejnym tomem swojej opowieści, a uniwersum Signum Sanguinem rozrasta się coraz bardziej, tworząc fascynujące tło dla historii pełnej ludzkich dramatów, akcji, ale także... magii? Prywatnie Agnieszka, studentka psychologii, zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich pytań, a to, co z tego wynikło, przedstawiam Wam poniżej. Miłej lektury!



SOR: Czy pomysł na stworzenie świata znanego z "Signum Sanguinem" był pomysłem, który narodził się w Twojej głowie w jednym momencie, czy może kiełkował przez dłuższy czas, żeby nabrać ostatecznego kształtu?

ES: Zacznijmy od początku, może się nie pogubię (śmiech). Pomysł na tę książkę narodził się, gdy poszłam do liceum, a mój dziadek znalazł się w szpitalu i przeszedł poważną operację serca. W dzieciństwie spędzałam z nim dużo czasu, ponieważ rodzice dużo pracowali, więc bardzo się do niego przywiązałam i było to dla mnie niezwykle trudne. Jako młody dzieciak zmagałam się z wieloma rzeczami – szkołą, własną nieśmiałością i innością, o której wtedy jeszcze nie myślałam, a wręcz próbowałam ją wyprzeć. 
Innymi słowy, od dziecka czułam się jak outsider. By się z tym zmierzyć, swoje przemyślenia zapisywałam w dziennikach (tych zeszytów miałam chyba z tonę...), a później wracałam do nich, by jakoś poprawić sobie humor. Stąd zrodził się pomysł, że ten mój dzienniko-pamiętnik mogę zamienić w coś, po co sięgną inni ludzie i być może powiedzą mi, co mam zrobić w życiu.  
I tu muszę zaznaczyć, że gdy pisałam „Signum Sanguinem” (powieść miała roboczą nazwę „Wojownicy Światła” i była jednotomówką, a ja, podczas tworzenia jej – siedemnastolatką, dlatego „Mrok” jest tak chaotyczny – oddaje chaos mojego ówczesnego życia, życia Jojo), w założeniu nie była to książka fantastyczna. I, co najważniejsze, to nie Joaquin był jej głównym bohaterem, lecz młody Jeremi (Kamil). Licealistą opiekował się dziadek, ale gdy Brus Danilecki wylądował w szpitalu, chłopak musiał zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Pomagał mu przyjaciel, Joachim, którego matka zmarła, gdy był młody, a on sam miał problem z ojcem i... swoją innością. Zabawne, ale to, że chłopak znajdował się w kręgu „odmieńców”, wiedziałam od samego początku, gdy narodził się w mojej głowie... Widocznie moja podświadomość chciała mi coś powiedzieć o mnie samej (śmiech). Tak czy siak, był to świat w miarę normalnych ludzi, chłopcy chodzili do jednego liceum, a ich rozterki, były bardziej ludzkie niż nadprzyrodzone.
Skąd więc te wszystkie cuda? Odpowiedź brzmi: z Pisma Świętego i życia tych, których KK nazywa świętymi. Jako osoba poszukująca odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego tak bardzo różnię się od normalnych ludzi”, często poszukiwałam tam jakichś wskazówek. Zainspirowały mnie listy apostoła Pawła o charyzmatach (jako wolontariusz poprowadziłam warsztaty dla nastolatków przygotowujących się do bierzmowania), rozmaite świadectwa nawróconych ludzi oraz dary Ducha Świętego. I wtedy wpadłam na pomysł, że skoro ja, przeciętny śmiertelnik, nie radzę sobie z problemami pierwszego świata, zrobią to wymyśleni przeze mnie bohaterowie. Stąd nawiązania do ptaka z gałązką oliwną w dziobie, Zagubionych i Wybrańców. Stąd dary, czyli charyzmaty, przepowiednie i walka z sektą, Demonem Śmierci oraz własnymi demonami – fobiami, wadami.

SOR: Osobiście zakwalifikowałabym Twoje książki na historie z pogranicza fantastyki, thrillera i opowieści obyczajowej z elementami dramatu. Z perspektywy pisarza - który z tych trzech gatunków jest najtrudniejszy w tworzeniu i dlaczego?

ES: Hmm... Jak dla mnie – obyczajówka z elementami dramatu. Być może dlatego, że seria „Signum Sanguinem” jest metaforycznym (a czasem i dosłownym) opisem mojego własnego życia. Wiele dramatów, z którymi mierzyli się bohaterowie (szczególnie Joaquin i Kamil) jest wzorowanych na faktycznych wydarzeniach. Mierzysz się z historią, która dotyczyła ciebie, z tym, co sama przeżyłaś, trawisz to po raz kolejny. Życie nie zawsze jest ułożone. Tymczasem, gdy bierzesz się za pisanie, musisz pilnować, by fabuła trzymała się kupy. To samo wiąże się z thrillerem i fantastyką, pisaniem w ogóle. Ale... To chyba oczywiste. W przypadku „Signum Sanguinem” wyraźnie widać ogromną zmianę pomiędzy tomem pierwszym, „Mrokiem” a  „Genezą” czy „Naznaczonymi”. Ta zmiana jest dla mnie bardzo ważna, bo symbolizuje nie tylko przemianę bohaterów, ale też mojego stylu pisania oraz mnie samej. 

SOR: Mam wrażenie, że Jojo nie jest typowym bohaterem, a jego osobowość jest dużo bardziej złożona niżby się wydawało - skąd pomysł na postać, która jest bardziej skrzywdzona  i szuka swojego miejsca na świecie, niż urodzona jest do jego zbawienia? 
 
 
ES: Ponieważ my, ludzie, właśnie tacy jesteśmy: nie superbohaterami z komiksów o niewyobrażalnej mocy, niewiarygodnych zdolnościach (przynajmniej... nie wszyscy, haha), a istotami pełnymi słabości. Nie zbawimy świata, nie potrafimy nawet ocalić siebie. Jojo jest moim lustrzanym odbiciem (naprawdę, różni nas wyłącznie płeć), postacią zmagającą się nie tylko z problemami, które zrzuca na jego barki świat, ale też własną innością (zarówno pod względem posiadania daru czy odmiennej orientacji). Jojo symbolizuje każdego zagubionego w swojej rzeczywistości człowieka, który musi wybrać, czy będzie podążał za tym, co mówi świat (społeczeństwo, przepowiednia, religia, w myśl której go wychowano – cokolwiek), czy tym, czego sam pragnie, w co sam wierzy. To długa i nierówna walka, podczas której wiele razy upada, mierząc się z głosem siedzącego w nim demona, Stracha (lęk, poczucie winy, żal). I tylko od niego zależy, jaką decyzję podejmie. Ma wolną wolę, zupełnie jak my. Dlatego Jojo nie jest typowy. W serii „Signum Sanguinem” WSZYSTKO ma znaczenie, ponieważ człowiek może się dopatrzeć cząstki swojego świata w którymś z bohaterów i być może... zmienić je albo przynajmniej zastanowić się nad tym, kim jest.  

SOR: Oprócz Jojo, czyli głównego bohatera serii, z którym bohaterem czujesz się najbardziej związana?


ES: Z Kamilem, oczywiście. Symbolizuje on bardziej spokojną część mojej osobowości (Jojo jest cholerykiem, a Kami – melancholikiem). Jest też obrazem moich zmagań z „innością” (w różnym tego słowa znaczeniu) oraz walki z problemem „prawdziwa wiara kontra narzucona religia”. Kruczowłosy jest bratnią duszą Jojo, jego dopełnieniem. Chłopcy narodzili się w mojej głowie w tym samym momencie, jedynie ich role w historii Naznaczonych, relacja (i imiona) nieco się zmieniły. Wygląd, zachowania, osobowość bohaterów pozostały niezmienne. Historię Jojo już znacie (kto nie zna, zapraszam do lektury serii, od „Genezy”). Przed Wami jeszcze historia młodości Kamila („Naznaczeni”), która opisuje drugą stronę tej niezwykłej monety.  

SOR: Jak myślisz, która postać ze współcześnie znanej kultury byłaby godnym członkiem Naznaczonych?

ES: W tej chwili nikt nie przychodzi mi do głowy. Nie lubię powielać schematów i staram się burzyć stereotypy jak się tylko da (dwie części prequela są tego przykładem), chociaż wiem, że Wybrani mogą mieć wiele cech wspólnych z innymi protagonistami, my, ludzie, również mamy podobne charaktery i osobowości. Tym razem pozostawię pytanie bez odpowiedzi. 

SOR: Jaka jest, według Ciebie najlepsza, a jaka najgorsza cecha Jojo?

ES: Czyli... Co lubię, a czego nie lubię w sobie (śmiech). Ale dobrze, pomówmy o jego cechach charakteru. Zalety? Jest szczery i autentyczny w tym, co robi. Mówi to, co myśli i nie udaje kogoś, kim nie jest. Potrafi wstawić się za kimś, obronić go, nawet jeśli sam miałby na tym stracić. Do jego wad zaliczyłabym zbytnią buńczuczność i to, że trudno mu przyznać się do błędu. Zdarza się, że Jojo stawia swoją rację nad dobrymi stosunkami z ludźmi. Ma też problem z kontrolą nerwów (w końcu jest cholerykiem, chociaż to go nie usprawiedliwia) i często najpierw mówi, a później myśli, jakby nie wiedział, co można, a czego nie można robić i mówić innym ludziom. 

SOR: Jako że wydajesz swoje książki sama, co według Ciebie jest najtrudniejszym elementem w procesie wypuszczania na rynek własnej książki?

ES: Brak możliwości takiej reklamy, jak w innych wydawnictwach, więc muszę sama pisać do recenzentów, wysyłać im książki, to wszystko kosztuje. Co więcej, moja powieść nie zawiera „typowych” wątków fabularnych, więc ciężko jest z nią trafić do ludzi, po prostu... Nie jest dla wszystkich. I nie mówię tego jako autor, znajdziecie o tym sporo informacji w rozmaitych recenzjach. Potrzeba sporej dozy otwartości i cierpliwości, by zrozumieć zachowania bohaterów, bieg wydarzeń, symbolikę powieści. Wydawnictwa nie chcą książek, które różnią się od tych już znajdujących się na rynku, bo istnieje ryzyko, że się nie sprzedadzą, a przecież im chodzi o zarobek, prawda? Stąd brak dbałości o debiutantów – odmieńców. Ja jednak nie chciałam być martwą rybą płynącą z prądem. Zastosowałam zasadę: „Jeśli nikt nie napisał książki, którą chciałbyś przeczytać, napisz ją sam”. W ten sposób popłynęłam pod prąd, łamiąc stereotypy, łącząc style, wprowadzając różne, nieakceptowalne przez niektórych wątki (np. wątki LGBT). I wcale tego nie żałuję. Dzięki temu jestem sobą. Moi bohaterowie również.  

SOR: Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem jako sposobem na życie?

ES: Nie wiem, czy to jest w Polsce możliwe, jeśli nie jestem grafomanem (śmiech). Traktuję to jako pasję, nie pracę. Piszę wtedy, kiedy mam wenę, nie „100 stron dziennie”, nie lubię lać wody po to, by wyłuskać jak najwięcej stron. Swoją przyszłość wiążę raczej z psychologią, którą obecnie studiuję, lub z czymś, co będzie miało związek z wymienionym przeze mnie kierunkiem. 

SOR: Szybkie strzały: ulubiony pisarz/piosenka/film? 

ES: Dwaj pisarze: Dostojewski i Camus, bo do „Zbrodni i kary” oraz „Dżumy”' często wracam. Do zaszczytnego grona cenionych przeze mnie autorów dołączyli również Shusterman, Glukhovsky i Elsberg. Jeśli chodzi o muzykę, przoduje tu celtic punk, szczególnie zespół Paddy And The Rats, a z ich repertuaru: „Captain Of My Soul” (to również piosenka Jojo). A film... Nie mam ulubionego, ale jest jeden, o którym zawsze pamiętam: „Szósty Zmysł”. Oglądałam go, gdy miałam jakieś dziesięć lat, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Cenię też „Pieśń słonia” Xaviera Dolana.  

SOR: Jakie są Twoje plany na przyszłość względem kolejnych książek?

ES: Niedawno zakończyłam pracę nad IV tomem powieści, „Naznaczeni”, która swoją oficjalną premierę miał w drugiej połowie czerwca. Cały czas powstaje „Symbioza”, będąca V tomem kanonu „Signum Sanguinem”, na razie ukazuje się na blogu. (W przyszłości zostanie wydana w wersji papierowej). Jest też jedna książka, o której jeszcze nie powiem, wszystko okaże się w przyszłości (odwiedzajcie fanpage'a na FB: Evanna Shamrock, by być na bieżąco). Niektórzy mają nadzieję, że wreszcie zajmę się psychologią i właśnie o tym będę pisać. Kto wie, może kiedyś? Mam kilka pomysłów, które chciałabym zrealizować. Jak tylko znajdę czas pomiędzy studiami a pracą, z pewnością stworzę coś nowego. Moja wena nie umiera, wciąż rodzą się nowe koncepcje. Kiedyś znów podzielę się nimi ze światem. 
 
 
Książki z serii można zakupić w księgarni internetowej Bonito.pl oraz na Empik.com.  

Na blogu dotychczas ukazały się recenzje dwóch tomów z serii. Znajdziesz je poniżej: 

"Signum Sanguinem. Mrok. Revamped" - recenzja
"Signum Sanguinem. Geneza" - recenzja
 
 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

© Szablon wykonała Ronnie ™ | RONNIE creators