Powrót
do książek z gatunku romansów był dla mnie swego rodzaju objawieniem zeszłego
roku. Zrozumiałam, że wcale nie muszą być to pozbawione sensu opowieści, które
zaginają rzeczywistość dużo bardziej niż najpopularniejsze fantasy. Wiadomo,
ludzie się zmieniają, ich gusta także więc z otwartym umysłem podchodzę do
znienawidzonych przeze mnie do niedawna
gatunków literackich. "Mój zawodnik" K. Bromberg, której to książki
recenzję możecie przeczytać >tutaj<, była dla mnie przyjemną historią z
zaskakującym zwrotem akcji i, co dla mnie najważniejsze, z inteligentnymi
bohaterami posiadającymi własne zdanie, przekonania i marzenia. W końcu nie
dostałam ogłupionych namiętnością ludzi, którzy zachowują się jak naćpane
zombie. Dlatego z radością przywitałam kontynuację historii Scout i Eastona,
czyli uczucie rodzące się niemal na boisku do baseballa. Z tego też względu w
poniższej recenzji mogą pojawić się niewielkie spojlery z części pierwszej.
Po
wydarzeniach z części pierwszej zarówno Scout, jak i Easton muszą pogodzić się
z nowym porządkiem rzeczy. Ze smutkiem zdają sobie sprawę, że nie na wszystko w
życiu mają wpływ, jednak narastające poczucie niesprawiedliwości nakazuje im
walkę o własne marzenia. W dodatku pojawiają się niezbędne poświęcenia i wybory
pomiędzy mniejszym a większym złem. Przez zbiór nieoczekiwanych wydarzeń
zdobycie kontraktu z klubem w celu spełnienia marzeń umierającego ojca staje
się dla Scout sprawą drugorzędną. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, co naprawdę w
życiu jest najważniejsze i że musi skupić się na tym, co ma dla niej
przyszłość. I czy ona ma zamiar zgodzić się bezmyślnie na to, co ją czeka.
"Ja nie odszedłem tak jak
ty. Ja zostałem zostawiony z tym wszystkim i musiałem sobie z tym radzić, a ty
żyłeś sobie po swojemu. A teraz... teraz muszę radzić sobie z zupełnie inną
apokalipsą, nad którą także nie mam kontrol, lecz która całkowicie steruje moim
życiem. A ty nadal żyjesz sobie po swojemu."
Easton
w tym czasie zmaga się z własnymi dramatami. Wszystko to, na co przez większość
życia pracował musi niespodziewanie przekuć w zupełnie nowy cel, z którym czuje
się niezbyt komfortowo. Odnalezienie własnej drogi na nowo okazuje się
trudniejsze, niż ktokolwiek by myślał. A dla młodego mężczyzny, który
doświadczył wielu sukcesów, szeroko ścielące się porażki są najgorszym, co może
się przytrafić.
"Niszczący
sekret" czyta się równie dobrze, jak "Mojego zawodnika". Cieszę
się, że autorka postanowiła dużo bliżej pokazać życie osobiste obojga
bohaterów, które nie ma nic wspólnego z ich związkiem. Dzięki temu dużo lepiej
można zrozumieć zacięcie Scout w pracy i rozgoryczenie Eastona w stosunkach z
członkami jego rodziny. Mamy tutaj także zaskakujący zwrot akcji, który nie do
końca kupuję, ale jest to z pewnością coś oryginalnego i po lekturze całości
jest to dla mnie plusem. Właściwie największy zarzut mam do poprowadzenia
fabuły w sposób znany z tysięcy podobnych historii. Zgubiła się tutaj
oryginalność, którą tak ceniłam w "Moim zawodniku", ale mimo wszystko
z końcem lektury byłam usatysfakcjonowana.
Nie
można wymagać tutaj jakiejś literatury wysokich lotów. To przyjemna, ciekawa
historia, w której romans doskonale łączy się z interesującymi stosunkami
głównych bohaterów zarówno z rodzinami, jak i z najbliższymi współpracownikami.
Nie jest to historia ogłupiająca i sprawiająca, że chce się uderzyć książką w
ścianę. A to ważne, prawda?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz